sobota, 28 maja 2011
Herman van Rompuy w Chinach
Przewodniczący Rady Europejskiej Herman van Rompuy gościł z pięciodniową wizytą w Chinach. W trakcie pobytu spotkał się on z przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej Hu Jintao. Poruszono m.in. tematy związane z rozwojem współpracy ekonomicznej, jak i problem kryzysu gospodarczego oraz roli UE i Chin w rozwoju światowej gospodarki. H. van Rompuy spotkał się również z Xi Jinping, wiceprezydentem Chin, typowanym na następcę Hu Jintao. Wizyta ta wydaje się szczególnie istotna, ponieważ napięć, chociażby na płaszczyźnie gospodarczej (np. w kwestii subsydiów rządowych dla eksportowanych towarów chińskich, czy też unijnego cła na chińskie produkty), nie brakuje. Uwzględniając rosnące znaczenie gospodarki Chin w świecie wzrost zainteresowania europejskich polityków rozwojem powiązań ekonomicznych nie dziwi.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,81048,9604933,Przewodniczacy_Rady_Europejskiej_Herman_Van_Rompuy.html
http://polish.cri.cn/561/2011/05/16/21s105073.htm
http://polish.cri.cn/561/2011/05/18/181s105097.htm
http://www.ebeijing.gov.cn/BeijingInformation/BeijingNewsUpdate/t1167008.htm
Fot.: http://www.esharp.eu/Web-specials/The-President-goes-to-China
Piotr Kaczmarek
politologia, I rok SUM
SEKCJA CHIŃSKO-KOREAŃSKA
piątek, 27 maja 2011
Warsztaty "Przemilczane aspekty konfliktów militarnych (...)"
W środę, 25 maja, Koło Naukowe Stosunków Międzynarodowych przeprowadziło warsztaty pn. "Przemilczane aspekty konfliktów zbrojnych. Biznes wojenny i sytuacja weteranów na przykładzie interwencji w Iraku".
Przyczynkiem do spotkania było przyjęcie w poczet członków Sahar Ewy Hassan, studentki pierwszego roku stosunków międzynarodowych, w latach 2004-2007 pracującej jako tłumaczka (ma pochodzenie arabskie) dla polskiego kontyngentu wojskowego w Iraku. Najpierw nasza koleżanka Ewa zaprezentowała dwa filmy, których oglądanie przeplatały jej opowieści i wspomnienia z frontu, z największego konfliktu, w jaki zaangażowała się Polska pod drugiej wojnie światowej. Pierwszy, krótkometrażowy film składał się z, często bardzo osobistych, wypowiedzi weteranów misji irackiej. W naszym kraju nie traktuje się ich z należytą troską, rząd wysłał żołnierzy zupełnie nieprzygotowany do ich powrotów. Drugie wideo przedstawiało część większej produkcji, "Iraq For Sale", przedstawiającej ekonomiczne przesłanki rozniecenia konfliktu. Można było również posłuchać wypowiedzi ludności irackiej i tym samym przekonać się o skali ich prześladowań.
Drugą częścią spotkania było zadanie warsztatowe. Uczestnicy zostali podzieleni na cztery grupy robocze, mające za zadanie ocenić zasadność przeprowadzenia interwencji oraz wyznaczyć domniemane przyczyny podjęcia takiej decyzji przez administrację George'a W. Busha. Reprezentowane były organizacje pozarządowe, ONZ, państwa przeciwne interwencji i oczywiście koalicja państw na czele ze Stanami Zjednoczonymi. Trzy pierwsze grupy wyraziły negatywne zdanie, co dobrze odzwierciedla poziom poparcia dla interwencji w społeczności międzynarodowej. Interes amerykański (jak zwykle) obronił się jednak dość dobrze, wskazując m.in. na sposób interpretacji Rezolucji ONZ nr 1441. Koniec końców, znalazło się usprawiedliwienie dla akcji w Iraku - głównie dzięki postawieniu się na miejscu Amerykanów, wyobrażeniu, w jakiej potrzebie wytoczyli swoje armaty. O tej wojnie zadecydowały być może sprawy wewnętrzne - szukanie możliwości wykazania się, pokazania swojej świetności. W tym kontekście sprzeciw większości państw Unii można już uznać za całkowicie zrozumiały. Tym co zgubiło Amerykanów i spowodowało rozciągnięcie konfliktu w czasie, była nieznajomość kultury kraju atakowanego. Komentarz Piotrka Skoczylasa, "chcieli dobrze, a wyszło jak zwykle", dobrze spuentował obrady.
Prace uczestników zostały zarchiwizowane. Z pewnością posiadają pewną wartość naukową.
Bartosz Wojnarowski
II rok stos. mn.
sobota, 21 maja 2011
Konsulat marokański w Poznaniu
W piątek, 20 maja 2011 roku, funkcję Konsula Honorowego Maroka w Poznaniu objął przedsiębiorca Paweł Mietlicki. Dokumenty otrzymał od ambasadora Maroka. Tym samym na terenie Wielkopolski został utworzony 25 konsulat.
W Wielkopolsce mieszka około tysiąca Marokańczyków - tu założyli rodziny, część to studenci. Konsul będzie ich miał pod swoją opieką, ale stawia też na współpracę przedsiębiorców z Polki i Maroka - Rynek marokański rozwija się w bardzo szybkim tempie. Maroko goni Europę - mówi Paweł Mietlicki.
Firmy z naszego regionu mogłyby eksportować do Maroka m.in. meble, okna, produkty związane z energią odnawialną i sprzęt AGD. Niezależnie od konsulatu Paweł Mietlicki chce stworzyć centrum biznesu dla marokańskich firm.
Wielkopolanie do tej pory chętniej wybierali na letnie wyjazdy Egipt i Tunezję, ale to Maroko jest nazywane "bramą Afryki" - podkreśla Paweł Mietlicki.
Dzięki inicjatywie Pawła Mietlickiego Maroko będzie krajem partnerskim tegorocznych targów Tour Salon w Poznaniu. Konsul Maroka rozpocznie pracę w poniedziałek. Siedziba konsulatu będzie się mieścić przy ulicy Mielżyńskiego.
Relację video z tego wydarzenia możecie zobaczyć na poniższej stronie:
http://glos.tv/?p=9397
Ania Klupa
Stosunki międzynarodowe II rok SUM
W Wielkopolsce mieszka około tysiąca Marokańczyków - tu założyli rodziny, część to studenci. Konsul będzie ich miał pod swoją opieką, ale stawia też na współpracę przedsiębiorców z Polki i Maroka - Rynek marokański rozwija się w bardzo szybkim tempie. Maroko goni Europę - mówi Paweł Mietlicki.
Firmy z naszego regionu mogłyby eksportować do Maroka m.in. meble, okna, produkty związane z energią odnawialną i sprzęt AGD. Niezależnie od konsulatu Paweł Mietlicki chce stworzyć centrum biznesu dla marokańskich firm.
Wielkopolanie do tej pory chętniej wybierali na letnie wyjazdy Egipt i Tunezję, ale to Maroko jest nazywane "bramą Afryki" - podkreśla Paweł Mietlicki.
Dzięki inicjatywie Pawła Mietlickiego Maroko będzie krajem partnerskim tegorocznych targów Tour Salon w Poznaniu. Konsul Maroka rozpocznie pracę w poniedziałek. Siedziba konsulatu będzie się mieścić przy ulicy Mielżyńskiego.
Relację video z tego wydarzenia możecie zobaczyć na poniższej stronie:
http://glos.tv/?p=9397
Ania Klupa
Stosunki międzynarodowe II rok SUM
niedziela, 15 maja 2011
Otwiera się rynek pracy w Niemczech i Austrii dla Polaków
Niemcy to, obok Austrii, kolejny członek Unii Europejskiej, który otworzył swój rynek pracy dla Polaków. Dnia 1 maja 2011 r. blokada trwająca od siedmiu lat została zniesiona, co umożliwia podjęcie pracy u sąsiadów zza Odry. Czy przyszłoroczne zmiany wywołają kolejną masową emigrację Polaków? Jakie korzyści przyniesie Polakom likwidacja barier?
Wejście Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku otworzyło nowy rozdział w naszej historii. Dla euroentuzjastów wydarzenie to oznaczało przede wszystkim realizację marzenia o lepszej pracy, znacznie wyższych dochodach oraz o podniesieniu standardu życia. Proponowane przez pracodawców z Wielkiej Brytanii oraz Irlandii zarobki okazały się faktycznie wysokie, co z czasem wpłynęło na masowe wyjazdy Polaków za granicę. Jednak nie wszystkie państwa otwarły swoje granice. Zagwarantowały sobie okres przejściowy bojąc się zalewu niewykwalifikowanej siły roboczej z nowo przyjętych państw Unii.
W Republice Federalnej Niemiec jest obecnie spore zapotrzebowanie na pracowników w wielu sektorach gospodarki, zatem wiele przedsiębiorstw jest zadowolona z nadchodzących zmiany. Tego entuzjazmu nie podzielają ich podwładni, którzy boją się konkurencji określanej jako „tańsza i lepsza siła robocza”. Pojawiają się również komentarze, iż czas skończyć z wizerunkiem „niedostępnej twierdzy” i ochroną niemieckiego rynku pracy przed obcokrajowcami, gdyż może to negatywnie wpłynąć na niemiecką gospodarkę. Co ważne, takie podejście państwa kłóci się z ideą integracji europejskiej, u podstaw której leży m.in. integracja gospodarcza w obrębie Wspólnego Rynku.
Poszukiwani specjaliści!
Silna, niemiecka gospodarka w obliczu starzejącego się społeczeństwa musi odpowiednio reagować na rosnące niedobory w kadrze pracowniczej większości firm. Przedsiębiorstwa zgłaszają zapotrzebowanie przede wszystkim na wykwalifikowanych pracowników technicznych, m.in.: mechatroników, elektryków oraz inżynierów budowlanych. Architekci, informatycy, bądź lekarze to kapitał, którego brakuje nie tylko w Polsce, ale również w Niemczech. Według Małgorzaty Reinicke, doradcy EURES z Niemiec, braki w personelu odczuwalne są także w branży gastronomicznej. Potrzebni są kucharze, piekarze i kelnerzy. Reinicke twierdzi, iż oferty będą kierowane nie tylko do Polaków, ale również do obywateli innych państw. Jednak bez podstawowej znajomości języka nie ma szans na dobrą pracę – podkreśla Krzysztof Strzałkowski, dyrektor WUP. Jeżeli dana osoba planuje w przyszłości pracować w Niemczech, już dziś powinna podjąć naukę języka niemieckiego, gdyż warto pamiętać, że w wielu ofertach pojawia się on jako warunek konieczny do spełnienia (tzw. kryterium sztywne). Fizjoterapeuta władający językiem niemieckiemu może liczyć na znacznie większe zarobki w Niemczech, niż ten, pracujący w Polsce na tym samym stanowisku.
„Przykładem walki niemieckich pracodawców o nowych pracowników są liczne programy kształcenia zawodowego skierowane do młodych ludzi w wieku 16 – 25 lat, którzy ukończyli szkoły zawodowe, technika bądź licea i znają język niemiecki. Pracodawca oferuje zdobycie fachu, niewielkie na początek wynagrodzenie stażowe (rzędu 500 – 700 euro) i uzyskanie certyfikatu ważnego na całym rynku niemieckim, a przede wszystkim praktycznie daje gwarancję zatrudnienia po zakończeniu stażu” – tłumaczy Soszka-Ogrodnik, menadżer Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (www.swiecie.net).
Ważne!
Elżbieta Gawlikowska z Ambasady Niemiec podczas wywiadu dla portalu www.rdc.pl poruszyła ważną kwestię. Od 1 maja 2011 roku w stosunku do Polaków szukających zatrudnienia w Republice Federalnej Niemiec jest w pełni stosowana zasada swobodnego przepływu pracowników, zatem zostanie zniesiony przymus posiadania zezwoleń na pracę w Niemczech. Co prawda jeszcze kilka lat temu preferencje niemieckich pracodawców skupiały się na inżynierach, jednak z czasem ukierunkowano się na absolwentów wszystkich kierunków studiów.
Kolejna masowa emigracja?
Wielu specjalistów zajmujących się rynkiem pracy twierdzi, że nie powtórzy się fala emigracji, ponieważ osoby, które wcześniej uznały, że wolą podjąć zatrudnienie w Niemczech, już to zrobiły. Spora część przedsiębiorstw założyła spółki na terytorium Polski i deleguje pracowników do pracy w państwie, gdzie znajduje się macierzysta część firmy. „Oczywiście na pewno pojawi się więcej pracowników z Polski, ale nie będzie to nagłe zwielokrotnienie” – mówi Dominika Staniewicz z BCC. Katarzyna Soszka-Ogrodnik dodaje, że „gdy wchodziliśmy do Unii, w Niemczech, w określonych branżach, można było zarobić nawet sześciokrotnie więcej niż w Polsce. Dziś nie ma mowy o takich przelicznikach. Możemy mówić o trzykrotnym przebiciu, ale jeśli dodać do tego wyższe koszty życia, zwłaszcza w metropoliach, to iloraz płac zmniejsza się jeszcze bardziej”. Zatem nie zawsze opłaca się opuszczać Polskę i szukać zatrudnienia w Niemczech.
Na portalach www.mg.gov.pl i www.praca.gazetaprawna.pl opublikowano artykuły poświęcone temu problemowi. Zamieszczone w nich prognozy ekspertów wskazują na 400 tysięcy Polaków, którzy po 1 maja opuszczą swoje państwo w poszukiwaniu lepszej pracy u zachodnich sąsiadów. Inni szacują, że emigracja obejmie 250 – 350 tys. Polaków. Przedstawicielka Polsko – Niemieckiej Izby Przemysłowo – Handlowej podsumowuje, że „to nie jest wysoka liczba, bo ok. 200 tys. pozwoleń na pracę dla Polaków w Niemczech jest w sumie udzielanych bądź przedłużanych co roku”.
Polacy nieposiadający odpowiednich kwalifikacji mogą spróbować szczęścia za granicą, w Niemczech lub Austrii, czy też w innym państwie. Zazwyczaj decydują się na taki krok w trudnej sytuacji życiowej, gdy na utrzymaniu jest rodzina, a pracodawca zwalnia jedynego jej żywiciela. Czasem faktycznie można zdobyć dobrze płatną pracę za granicą, jednak wiele osób ponosi porażkę i wraca do Polski. Zatem decyzja o wyjeździe powinna być poparta refleksją i odpowiednimi przygotowaniami (zwłaszcza kursem językowym). Warto przemyśleć swój wybór i mieć na uwadze, że polska gospodarka się rozwija i potrzebuje sporej ilości pracowników, a specjaliści w naszym kraju zarabiają coraz lepiej.
Sebastian Lis
stosunki międzynarodowe, II rok SUM
Wejście Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku otworzyło nowy rozdział w naszej historii. Dla euroentuzjastów wydarzenie to oznaczało przede wszystkim realizację marzenia o lepszej pracy, znacznie wyższych dochodach oraz o podniesieniu standardu życia. Proponowane przez pracodawców z Wielkiej Brytanii oraz Irlandii zarobki okazały się faktycznie wysokie, co z czasem wpłynęło na masowe wyjazdy Polaków za granicę. Jednak nie wszystkie państwa otwarły swoje granice. Zagwarantowały sobie okres przejściowy bojąc się zalewu niewykwalifikowanej siły roboczej z nowo przyjętych państw Unii.
W Republice Federalnej Niemiec jest obecnie spore zapotrzebowanie na pracowników w wielu sektorach gospodarki, zatem wiele przedsiębiorstw jest zadowolona z nadchodzących zmiany. Tego entuzjazmu nie podzielają ich podwładni, którzy boją się konkurencji określanej jako „tańsza i lepsza siła robocza”. Pojawiają się również komentarze, iż czas skończyć z wizerunkiem „niedostępnej twierdzy” i ochroną niemieckiego rynku pracy przed obcokrajowcami, gdyż może to negatywnie wpłynąć na niemiecką gospodarkę. Co ważne, takie podejście państwa kłóci się z ideą integracji europejskiej, u podstaw której leży m.in. integracja gospodarcza w obrębie Wspólnego Rynku.
Poszukiwani specjaliści!
Silna, niemiecka gospodarka w obliczu starzejącego się społeczeństwa musi odpowiednio reagować na rosnące niedobory w kadrze pracowniczej większości firm. Przedsiębiorstwa zgłaszają zapotrzebowanie przede wszystkim na wykwalifikowanych pracowników technicznych, m.in.: mechatroników, elektryków oraz inżynierów budowlanych. Architekci, informatycy, bądź lekarze to kapitał, którego brakuje nie tylko w Polsce, ale również w Niemczech. Według Małgorzaty Reinicke, doradcy EURES z Niemiec, braki w personelu odczuwalne są także w branży gastronomicznej. Potrzebni są kucharze, piekarze i kelnerzy. Reinicke twierdzi, iż oferty będą kierowane nie tylko do Polaków, ale również do obywateli innych państw. Jednak bez podstawowej znajomości języka nie ma szans na dobrą pracę – podkreśla Krzysztof Strzałkowski, dyrektor WUP. Jeżeli dana osoba planuje w przyszłości pracować w Niemczech, już dziś powinna podjąć naukę języka niemieckiego, gdyż warto pamiętać, że w wielu ofertach pojawia się on jako warunek konieczny do spełnienia (tzw. kryterium sztywne). Fizjoterapeuta władający językiem niemieckiemu może liczyć na znacznie większe zarobki w Niemczech, niż ten, pracujący w Polsce na tym samym stanowisku.
„Przykładem walki niemieckich pracodawców o nowych pracowników są liczne programy kształcenia zawodowego skierowane do młodych ludzi w wieku 16 – 25 lat, którzy ukończyli szkoły zawodowe, technika bądź licea i znają język niemiecki. Pracodawca oferuje zdobycie fachu, niewielkie na początek wynagrodzenie stażowe (rzędu 500 – 700 euro) i uzyskanie certyfikatu ważnego na całym rynku niemieckim, a przede wszystkim praktycznie daje gwarancję zatrudnienia po zakończeniu stażu” – tłumaczy Soszka-Ogrodnik, menadżer Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (www.swiecie.net).
Ważne!
Elżbieta Gawlikowska z Ambasady Niemiec podczas wywiadu dla portalu www.rdc.pl poruszyła ważną kwestię. Od 1 maja 2011 roku w stosunku do Polaków szukających zatrudnienia w Republice Federalnej Niemiec jest w pełni stosowana zasada swobodnego przepływu pracowników, zatem zostanie zniesiony przymus posiadania zezwoleń na pracę w Niemczech. Co prawda jeszcze kilka lat temu preferencje niemieckich pracodawców skupiały się na inżynierach, jednak z czasem ukierunkowano się na absolwentów wszystkich kierunków studiów.
Kolejna masowa emigracja?
Wielu specjalistów zajmujących się rynkiem pracy twierdzi, że nie powtórzy się fala emigracji, ponieważ osoby, które wcześniej uznały, że wolą podjąć zatrudnienie w Niemczech, już to zrobiły. Spora część przedsiębiorstw założyła spółki na terytorium Polski i deleguje pracowników do pracy w państwie, gdzie znajduje się macierzysta część firmy. „Oczywiście na pewno pojawi się więcej pracowników z Polski, ale nie będzie to nagłe zwielokrotnienie” – mówi Dominika Staniewicz z BCC. Katarzyna Soszka-Ogrodnik dodaje, że „gdy wchodziliśmy do Unii, w Niemczech, w określonych branżach, można było zarobić nawet sześciokrotnie więcej niż w Polsce. Dziś nie ma mowy o takich przelicznikach. Możemy mówić o trzykrotnym przebiciu, ale jeśli dodać do tego wyższe koszty życia, zwłaszcza w metropoliach, to iloraz płac zmniejsza się jeszcze bardziej”. Zatem nie zawsze opłaca się opuszczać Polskę i szukać zatrudnienia w Niemczech.
Na portalach www.mg.gov.pl i www.praca.gazetaprawna.pl opublikowano artykuły poświęcone temu problemowi. Zamieszczone w nich prognozy ekspertów wskazują na 400 tysięcy Polaków, którzy po 1 maja opuszczą swoje państwo w poszukiwaniu lepszej pracy u zachodnich sąsiadów. Inni szacują, że emigracja obejmie 250 – 350 tys. Polaków. Przedstawicielka Polsko – Niemieckiej Izby Przemysłowo – Handlowej podsumowuje, że „to nie jest wysoka liczba, bo ok. 200 tys. pozwoleń na pracę dla Polaków w Niemczech jest w sumie udzielanych bądź przedłużanych co roku”.
Polacy nieposiadający odpowiednich kwalifikacji mogą spróbować szczęścia za granicą, w Niemczech lub Austrii, czy też w innym państwie. Zazwyczaj decydują się na taki krok w trudnej sytuacji życiowej, gdy na utrzymaniu jest rodzina, a pracodawca zwalnia jedynego jej żywiciela. Czasem faktycznie można zdobyć dobrze płatną pracę za granicą, jednak wiele osób ponosi porażkę i wraca do Polski. Zatem decyzja o wyjeździe powinna być poparta refleksją i odpowiednimi przygotowaniami (zwłaszcza kursem językowym). Warto przemyśleć swój wybór i mieć na uwadze, że polska gospodarka się rozwija i potrzebuje sporej ilości pracowników, a specjaliści w naszym kraju zarabiają coraz lepiej.
Sebastian Lis
stosunki międzynarodowe, II rok SUM
piątek, 13 maja 2011
Premier na Bałkanach
W sobotę 7 maja zakończyła się trzydniowa wizyta Donalda Tuska na Bałkanach. Premier odwiedził kolejno Czarnogórę, Serbię i Chorwację. Zgodnie z zapowiedziami wizyta premiera potwierdziła duże znaczenie polityki rozszerzenia europejskiego dla nadchodzącej polskiej Prezydencji w Radzie UE.
Wizytę rozpoczęło spotkanie Tuska z premierem Czarnogóry Igorem Lukšiciem. Podczas rozmowy w Podgoricy szef polskiego rządu wyraził nadzieję, że jeszcze w grudniu tego roku Czarnogóra, która posiada już oficjalny status kandydata do członkostwa, rozpocznie negocjacje z UE w sprawie akcesji. Zapewnił również o pomocy w przyszłości, gdy negocjacje akcesyjne już się rozpoczną.
Drugim etapem wizyty polskiego premiera był Belgrad. W piątek, w stolicy Serbii, spotkał się prezydentem Borisem Tadicem i premierem Mirko Cvetkovicem. Tusk zapewnił, że Polska będzie działać aktywnie, by możliwe było przyznanie Serbii statusu kandydata do UE. Oprócz udzielenia poparcia politycznego podkreślił, że współpraca z Serbią będzie miała charakter bardzo konkretny – praktyczny i ekspercki. Polski premier chciałby, aby polscy eksperci, którzy pracowali, m.in. w Chorwacji, szkoląc i dzieląc się doświadczeniami na temat pozyskiwania i wykorzystywania środków europejskich, pomogli także w Belgradzie. Tusk zapowiedział też, że Polska zakończy w tym roku ratyfikację umowy o stowarzyszeniu i stabilizacji dla Serbii. Dodatkowo, Polska chce pomóc Serbii w jej negocjacjach o wprowadzenie ruchu bezwizowego z Unią Europejską.
W ostatnim dniu wizyty Donald Tusk odwiedził Chorwację, gdzie z premier Jadranką Kosor i prezydentem Ivo Josipoviciem, rozmawiał o przystąpieniu tego kraju do Unii Europejskiej. Szef polskiego rządu silnie zaakcentował, że Polska poświęci wszystkie swoje siły i starania, aby idea rozszerzenia UE była faktem, a nie jedynie hasłem. Mówił również, że jest spokojny o pełną akceptację we wszystkich europejskich stolicach dla idei aneksji Chorwacji do Unii Europejskiej. Dodał, że Chorwacja może liczyć na dalszą pomoc, aby po wstąpieniu do Unii, mogła jak najlepiej wykorzystać środki europejskie. Miłym akcentem podczas rozmów było złożenie przez chorwacką premier Jadrankę Kosor podziękowań Polsce za silne poparcie dla europejskich aspiracji Chorwacji.
W Zagrzebiu Tusk wybrał się również na krótką wycieczkę po mieście z premier Kosor. Złożył życzenia przypadkowo spotkanej młodej parze, skosztował lokalnych specjałów oraz odwiedził lokalny bazar, gdzie zrobił małe zakupy. Premierowi do gustu szczególnie przypadły chorwackie truskawki. Kosztując owoce, zachwalał, że są "lepsze niż nasze". Dopytywany przez jednego z członków polskiej delegacji, czy aby polskie nie lepsze, powtórzył z przekonaniem: Te lepsze...
Źródła:
http://www.prezydencjaue.gov.pl/
http://news.money.pl/
http://www.premier.gov.pl/
Kamila Krawczyk
stosunki międzynarodowe, II rok lic.
SEKCJA BAŁKANÓW, EUROPY WSCH. I ROSJI
środa, 11 maja 2011
O konfrontacji szczytnej idei z rzeczywistością
Działamy w płaszczyźnie uniwersyteckiej. Jeżeli ktoś nie wie, co znaczy "uniwersytet", niech sobie zajrzy do słownika języka polskiego - tymi słowy skonkludował swoją wypowiedź Prorektor UAM ds. studenckich, prof. dr hab. Zbigniew Pilarczyk, którą, w niestety nielicznym gronie, mieliśmy okazję usłyszeć podczas drugiego dnia II Kongresu Kół Naukowych UAM.
Nie sposób uznać pomysłu za zorganizowania takiego spotkania za bezsensowny. Nie można też liczyć na to, że zjawią się przedstawiciele absolutnie wszystkich kół UAM-u. Myślę jednak, że nie tylko ja, ale i wszyscy przybyli na Kongres odnieśli wrażenie, iż można było to zrobić z większym rozmachem. Prof. Pilarczyk podkreślił, iż skoro na uniwersytecie działa w zaokrągleniu 120 kół, powinniśmy tu zobaczyć chociaż wszystkich przewodniczących. Gdyby stawiło się co najmniej 5 osób z każdego koła, ta aula byłaby prawie wypełniona - dodał.
W pierwszym dniu odbyły się prelekcje przedstawicieli kół o tematyce "Człowiek - natura" - tegorocznego hasła Kongresu. Koło Naukowe Stosunków Międzynarodowych reprezentowali Karolina Olejniczak i Krzysztof Grządzielski, którzy wygłosili referat pt. "Polska polityka ochrony środowiska". Zdaję sobie sprawę, że nie jestem stuprocentowo obiektywny w ocenie tego wystąpienia, ale uważam, że nie można mu wiele zarzucić.
Drugi dzień to część konkursowa - prezentacje projektów badawczych rywalizujących o główną nagrodę w postaci 7.000 zł na sfinansowanie projektu. Niemal bezkonkurencyjni okazali się studenci Wydziału Informatyki i Matematyki. Zaproponowali oni stworzenie programu dla osób niesłyszących i niedosłyszących, które przetwarzałoby dźwięki na sygnały wizualno-wibracyjne w telefonie komórkowym ("SoundAbility"). Efekty tego przedsięwzięcia będziemy mieli okazję zobaczyć w przyszłym roku, na trzeciej edycji Kongresu.
Młodemu tworowi, jakim jest Rada Kół Naukowych, nie można odmówić ambicji. Miejmy nadzieję, że kolejne edycje, także dzięki należytej promocji, przyciągną większe rzesze zainteresowanych. Najwyższy czas zmienić obecną sytuację, w której studencki ruch naukowy na naszym uniwersytecie nie odzwierciedla pozycji UAM-u w gronie polskich uczelni.
Bartosz Wojnarowski
II rok stos. mn.
poniedziałek, 9 maja 2011
Wizyta króla Szwecji w Polsce
W dniach 4-6 maja 2011 roku z oficjalną wizytą w Polsce przebywał król Szwecji Karol XVI Gustaw wraz z małżonką. Wizyta rozpoczęła się od oficjalnego powitania na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego oraz rozmowy w Sali Białej Pałacu. Następnie - w Sali Niebieskiej - odbyła się rozmowa prezydenta i króla Szwecji. W spotkaniu głów państw uczestniczyły także delegacje z obu krajów. Po jego zakończeniu ministrowie spraw zagranicznych Polski i Szwecji podpisali deklarację o współpracy politycznej między obydwoma krajami w obszarach o znaczeniu strategicznym.
Po spotkaniu z Karolem XVI Gustawem prezydent podkreślił, że współpraca Polski i Szwecji ma swój dynamiczny wyraz w relacjach dwustronnych, jak i we współpracy na forum UE. Wśród płaszczyzn współpracy wymienił Forum Państw Morza Bałtyckiego i Partnerstwo Wschodnie.
Także król Szwecji wyraził zadowolenie z podpisanej deklaracji. - Ma ona bardzo szeroki zakres i umożliwi dalszy rozwój i tak znakomitej już współpracy - ocenił.
Po wizycie w Pałacu Prezydenckim para królewska złożyła wieniec przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Następnie Karol XVI Gustaw udał się do polskiego Parlamentu, gdzie potkał się z marszałkami Sejmu i Senatu Grzegorzem Schetyną i Bogdanem Borusewiczem oraz złożył wieniec pod tablicą upamiętniającą parlamentarzystów, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej. Spotkał się również z premierem Donaldem Tuskiem.
Wieczorem, pierwszego dnia wizyty, w Pałacu Prezydenckim, odbył się uroczysty obiad na cześć szwedzkiej pary królewskiej. Oprócz pary prezydenckiej uczestniczyli w nim także m.in. szefowie dyplomacji Polski i Szwecji Radosław Sikorski i Carl Bildt z małżonkami, marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, wicemarszałek Sejmu Jerzy Wenderlich. Gościom podano m.in. pasztet z gęsich wątróbek oraz roladki z grillowanej polędwicy cielęcej.
W piątek 6. maja para królewska udała się do Wrocławia, gdzie odwiedziła w towarzystwie prezydenta miasta, Rafała Dutkiewicza, stadion na Pilczycach. Następnie królowa Sylvia wraz z Anną Dutkiewicz udały się do Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej. Kolejnym punktem programu był spacer po wrocławskim rynku i wizyta w fabryce Volvo. Po południu para królewska przybyła do Świdnicy, gdzie w towarzystwie władz miasta i województwa odwiedziła „Dom Serca – Europejskie Centrum Przyjaźni Dziecięcej” oraz ewangelicki Kościół Pokoju, gdzie była gościem pastora Waldemara Pytla i jego żony. Ta niezwykła budowla, największy drewniany kościół w Europie, wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO powstała w II połowie XVII w. na austriackim wówczas Śląsku po interwencji króla Szwecji.
Ania Klupa, Marcin Skobrtal
WNPiD
sobota, 7 maja 2011
Porozumienie na linii Fatah-Hamas. I co dalej?
Prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas, przywódca Fatahu, i Chaled Meszal, szef Hamasu, podpisali w środę 4 maja w Kairze pakt o pojednaniu. Porozumienie kończy trwający cztery lata krwawy konflikt. Oprócz paktu ważnym dokumentem jest podpisane we wtorek porozumienie o utworzeniu tymczasowego rządu jedności narodowej, który ma sprawować władzę do czasu wyborów prezydenckich i parlamentarnych, które z kolei mają być przeprowadzone w ciągu roku.
Porozumienie nie jest wynikiem znaczącej zmiany w polityce Fatahu czy Hamasu, ale bardziej presji wewnętrznych (styczniowe i lutowe protesty palestyńskiej ludności wzywające do pojednania) i zewnętrznych (impas w procesie pokojowym z Izraelem). Dowodem na istnienie problemów w relacjach między dwoma głównymi frakcjami palestyńskimi niech będzie fakt wysuwania wzajemnych oskarżeń w zaledwie kilkanaście godzin (sic!) po zawarciu najnowszej umowy (Fatah oskarżył Hamas o utrudnianie jego przedstawicielom wyjazdu ze Strefy Gazy, z kolei Hamas stwierdził, że siły Fatahu dokonały serii aresztowań jego członków na Zachodnim Brzegu).
Być może na powrót do normalnych relacji potrzeba czasu, jednakże nawet skonsolidowanie pozycji palestyńskich może się nie przełożyć na postęp w relacjach z Izraelem. Premier Izraela skrytykował bowiem palestyński pakt, nazywając porozumienie potężnym ciosem dla pokoju i wielkim zwycięstwem terroryzmu. Izraelskie władze odmawiają negocjacji z Hamasem, który swoim głównym celem uczynił zniszczenie państwa żydowskiego. Również z tego względu premier Netanjahu po zawarciu paktu przez partie palestyńskie zarządził wstrzymanie transferu przychodów z podatków do Autonomii Palestyńskiej.
W sytuacji głębokich przemian jakie dokonują się współcześnie na Bliskim Wschodzie trudno prognozować jak będzie się dalej rozwijać proces pokojowy. Jedno jest jednak dziś pewne: wszystko jest jeszcze możliwe!
Źródło:
http://www.wprost.pl/ar/243317/Niepodlegla-Palestyna-jest-wciaz-daleko/
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,9540430,_Netanjahu_musi_wybrac_miedzy_kolonizacja_a_pokojem_.html
http://www.nytimes.com/2011/05/05/world/middleeast/05palestinians.html?_r=1
Piotr Skoczylas
stosunki międzynarodowe, II rok SUM
SEKCJA ISLAMSKA
Il Concerto del 1 Maggio a Roma
W dniu 1 Maja jedynym wielkim wydarzeniem w Wiecznym Mieście nie była Beatyfikacja Jana Pawła II. Tego samego dnia Piazza di San Govanni odbył się tradycyjny wielogodzinny koncert. W tym roku była to już jego 22ga odsłona. Od roku 1990 w Święto Związków Zawodowych CGIL, CISL i UIL na Lateranie organizowany jest ogromny koncert przyciągający tłumy widzów z całych Włoch. Zaliczany jest do jednych z najpiękniejszych wydarzeń w ciągu roku w Rzymie.
W tym roku koncert został poświęcony 150 rocznicy Zjednoczenia Włoch, pod hasłem „La storia siamo Noi - La Storia, la Patria, il Lavoro” (My jesteśmy historią – Historia, Naród, Praca). Wydarzenie swoją obecnością zaszczycił znakomity Ennio Morricone, który specjalnie na tą okazję przygotował „Elegie dla Włoch” wraz z Rzymską Orkiestrą Symfoniczną (składającą się z 72 instrumentalistów i 60 chórzystów). Pod kierunkiem Maestro Francesco Lanzillotta Orkiestra wykonała również jedne z najbardziej znanych piosenek poświęconych obchodom 150 –lecie Zjednoczenia Italii jak Nabucco, Aida, Hello el Bella i l’Inno di Mameli.
Wśród innych wokalistów, którzy wystąpili na darmowym koncercie majowym w Rzymie znaleźli się Gino Paoli, Modena City Ramblers, Subsonica, Daniele Silvestri, Caparezza, Bandabardò, Francesco De Gregori i Lucio Dalla. Francesco De Gregori tak skomentował wydarzenie: Mamay nadzieję, że młodzież oczekuję od nas czegoś więcej niż wiadomość jaką przekazujemy z naszej strony. Możemy śpiewać i to robimy w wydarzeniu artystycznym celebrując Święto Pracy.
Pozostaje tylko smutna konkluzja - czemu my nie możemy tak w Polsce celebrować Święta Pracy...
Na podstawie:
http://www.comunicati-stampa.org/concerto-del-primo-maggio-a-roma-inizia-il-conto-alla-rovescia/
http://www.sdamy.com/concerto-primo-maggio-roma-cantanti-scaletta-e-informazioni-14283.html
http://www.iomusicablog.it/cantanti-concerto-1-maggio-2011-a-roma-in-forse-litfiba-caparezza-marlene-kuntz-almamegretta/9197
Sylwia Anna Kaszuba
stosunki międzynarodowe, II rok SUM
SEKCJA EUROPY ŚROD.-ZACH., AMER. PN. I AUSTRALII
Beato Giovanni Paolo II
Wielkim wydarzeniem dla całego globu w ostatnich dniach była beatyfikacja naszego rodaka, wielkiego Ojca Świętego Jana Pawła II. Uroczystości w Rzymie obejmowały 3 dni, poczynając od soboty 30 kwietnia, kiedy to na zielonych obszarach Circo Massimo zgromadziły się tłumy, dopiero co przybyłych do Wiecznego Miasta, pielgrzymów. Wierni razem z Papieżem Benedyktem XVI modliły się w podzięce za osobę o wielkim sercu, Karola Wojtyłę.
Jako że przybyłam do Rzymu kilka dni wcześniej, byłam naocznym świadkiem, jak z codziennego (i tak zapełnionego przed turystów), tętniącego życiem miasta Rzym przemienia się w światowe centrum łączące wszystkich chrześcijan. Wraz z przybliżaniem się kulminacyjnego dnia 1 maja, metro stawało się zatłoczone.. a najczęściej słyszanym językiem, nawet przed włoskim, stał się polski.
Miasto, wszelkie bardziej i mniej znane ulice i uliczki, place zaczęły się zapełniać, a w górze powiewały w większości flagi polskie, dumnie maszerujących z nimi utrudzonych polskich pielgrzymów. Według oficjalnych danych Polacy przybyli w liczbie nieco ponad 100 tys., lecz zarówno „La Stapma” i „Corriere della Sera” podkreślają, iż to Polacy, a po nich Hiszpanie i Francuzi, stanowili najliczniejsze grupy obcokrajowców przybyłych oddać hołd wielkiemu Polakowi, który kierował Stolicą Piotrową nieco ponad ćwierćwiecze.
Wreszcie, gdy po sobotnich modlitwach nadszedł ten wielki dzień Beatyfikacji. Plac Świętego Piotra został otwarty dla pielgrzymów już nocą, czego byłam świadkiem, w okolicach 2 w nocy pielgrzymi licznie przybywali na plac z własnymi śpiworami, prowiantem, gorącą herbatą, mając nadzieję, iż uda im się znaleźć jak najbliżej Ołtarza. Większość tych wytrwałych stanowili Polacy, którzy dzielnie w nocy trwali w modlitwie. Przechodząc wtedy przez San Pietro można było doświadczyć wspaniałego uczucia bliskości wszystkich, pomocy i radości. Nadeszła 10.00 – San Pietro, Piazza del Risorgimneto, Via Della Conciliazione oraz wszelkie przyległe uliczki zapełniły się po brzegi. W sumie wg różnych informacji do Watykanu uczcić Jana Pawła II przybyło od 1mln do 1,5 mln wiernych. O tym jak cudowny był to dzień mogła poświadczyć pogoda. Wychodząc rankiem z mieszkania i zmierzając w stronę San Pietro, widziałam niebo przykryte chmurami, które bezsprzecznie wskazywały – będzie padać. Jednakże w miarę zbliżania się do 10.00 i w czasie trwania Mszy Beatyfikacyjnej niebo stało się bezchmurne, a słońce stało się na tyle nieznośne, iż liczni pielgrzymi chronili się w cieniu parasoli.
Masza Św. była wydarzeniem niezwykle podniosłym i wzruszającym. Co chwila następowały gromkie oklaski, w górze powiewały liczne flagi, z przytłaczającą większością polskich biało-czerwonych. „La Stampa” na pierwszych stronach pisała „Karol il Beato Della gente” i „Una fede senza paura”, podkreślając niezwykłość pontyfikatu Jana Pawła II zarówno pod względem długości jego sprawowania i przebiegu. Cytując „La Stampa” królując 27 lat Wojtyła, pierwszy Papież pochodzący z dalekiego kraju, leżącego za Żelazną Kurtyną, przyczynił się w ogromnym stopniu do odmiany obecnego świata: zakończenia komunizmu sowieckiego, upadku Muru Berlińskiego. Ale humanitaryzm i bliskość problemom zwykłych ludzi były widoczne u Papieża w odniesieniu do kolejnych wojen, łamania praw człowieka, aktów terroryzmu. Jan Paweł II rozprzestrzenił na świecie wolność religijną, podkreślał znaczenie godności człowieka i pokoju. W wielu miejscach Wiecznego Miasta, praktycznie na każdej ulicy można było przeczytać Jego słynne słowa „Io vi ho cercato. Voi siete venuti da me. E per questo vi ringrazio” (Szukałem Was. Wy przyszliście do mnie. Za to Wam dziękuję).
Już po Mszy Beatyfikacyjnej, w zaczęła się tworzyć długa, wielogodzinna kolejna, aby oddać cześć Błogosławionemu Janowi Pawłowi II, w której również oczekiwałam ja, i pomimo prawie 5 godzin trwania w ścisku, upale, nikomu nie brakowało sił, nikt nie rezygnował. Każdy przynosił do Ojca Świętego własne prośby, modlitwy. Nawet gdy pojawił się komunikat, iż ostatnie wejście do Bazyliki nastąpi po godz. 17.00 ( w dniu 2 maja)wśród oczekujących ze mną grup polskich, hiszpańskich, włoskich ect słyszałam okrzyki i głosy „pozwólcie nam wejść, Jan Paweł II na pewno przyjąłby nas wszystkich i pozwolił ze sobą porozmawiać”. Ostatecznie nie wszystkim wiernym udało się dostać do Bazyliki, gdyż wieczorem trumna z ciałem Karola Wojtyły została przeniesiona do Kaplicy Św. Sebastiana. 2 Maja odbyła się także Msza Dziękczynna za Beatyfikację celebrowana przez Kardynała Tarcisio Bertone, a wieczorem tego samego dnia przewidziany był Koncert na Piazza Campidoglio zatytułowany „Giovanni Paolo II e Roma. Memoria e Gratitudine”, który jednakże z powodu wieczornej burzy nie odbył się. Za to kolejnego dnia o godzinie 10.00 wciąż liczne grupy polskie zgromadziły się w Bazylice Santa Maria Maggiore uczestnicząc w Mszy Św. z udziałem Episkopatu Polski. Bazylika była tak przepełniona, iż przybywający turyści, chcący zwiedzić jedną z 4 głównych rzymskich Bazylik, nieustannie pytali: jaki naród tak licznie zgromadził się na modlitwie.
Rzym przygotował w dniu 1-2 Maja bogatą ofertę kulturalną towarzyszącą Beatyfikacji. W tych dniach otwarte były wyjątkowo wszystkie Muzea Miejskie: Musei Capitolini, Musei Montemartini, Mercati di Traiano ect za kwotę symbolicznego 1€. Mówiąc pół żartem, pół serio, uroczystość beatyfikacyjna przyczyniła się do doedukowania Włochów pracujących w dziale usług. Nagle bowiem zaczęli mówić po polsku i wychwalać Polaków, którzy podczas kilkudniowego pobytu w Rzymie przyczynili się w znacznym stopniu do zwiększenia ich zysków :].
Na podstawie:
Specjalne wydanie „La Stampa” i „Corriere della Sera” z dnia 1 Maja i własnej naocznej obserwacji.
Sylwia Anna Kaszuba
stosunki międzynarodowe, II rok SUM
SEKCJA EUROPY ŚROD.-ZACH., AMER. PN. I AUSTRALII
środa, 4 maja 2011
Królewski ślub Williama i Kate
29. kwietnia punktualnie o godzinie 12. w Opactwie Westminsterskim rozpoczął się ślub, księcia Williama oraz Kate Middleton. Książę William (ur. 1982) jest pierwszym synem, Karola, księcia Walii oraz tragicznie zmarłej księżnej Diany, drugim w kolejce do brytyjskiego tronu po swoim ojcu. Kate Middleton (ur. 1982) jest córką Michaela i Carole, najstarszą z trojga rodzeństwa. Rodzina Middletonów nie pochodzi z arystokracji, choć na przestrzeni kilku pokoleń dorobiła się dużego majątku. Jak jednak odkryli królewscy genealodzy, William i Kate mieli wspólnego przodka w 15. pokoleniu, sir Thomasa Fairfaxa, żyjącego na przełomie XV i XVI w., który miał dwóch synów: Williama (przodka Kate) i Nicholasa (przodka Williama ze strony matki). Ponadto oboje państwo młodzi pochodzą od króla Henryka III, XIII-wiecznego króla Anglii i jego żony Eleonory.
Z okazji ślubu królowa nadała swojemu wnukowi i jego żonie tytuł księcia Cambridge, earla Strathearn i barona Carrickfergus. Wybór nie był przypadkowy i podobno dokonał go sam William, z uwagi na XIX-wiecznego księcia Cambridge, Jerzego, który poślubił aktorkę i również służył w armii. Siostrzenicą Jerzego była matka babki królowej Elżbiety II, Maria. Pozostałe dwa tytułu mają wiązać młodą parę ze Szkocją i Irlandią Północną.
Sama ceremonia zaślubin trwała niecałe 20 minut, Kate, podobnie jak 30 lat wcześniej Diana nie ślubowała swojemu mężowi posłuszeństwa. William natomiast, zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami, nie założył obrączki. Potem odbyło się nabożeństwo z modlitwą napisaną przez państwa młodych. Ślubu udzielił młodej parze duchowy zwierzchnik Kościoła anglikańskiego, arcybiskup Canterbury, Rowan Williams. Kazanie wygłosił biskup Londynu Richard Chartres, przyjaciel księcia Karola, znany z proekologicznych poglądów.
Na ślub zostali zaproszeni członkowie rodziny królewskiej, a także 28 przedstawicieli rodzin królewskich, nie tylko z Europy. Wśród członków europejskich rodzin królewskich znakomita większość jest w mniejszym lub większym stopniu spokrewniona z panem młodym. Oprócz monarchów lub następców tronu ze wszystkich europejskich monarchii, byli także dawni królowie Grecji, Rumunii, Bułgarii oraz pretendent do tronu jugosłowiańskiego. Jeden z królewskich gości, 90-letni Michał I, były król Rumunii, uczestniczył też w ślubie dziadków Williama w 1947 r.
Oprócz koronowanych głów z całego świata wśród gości nie zabrakło również celebrytów oraz przedstawicieli „gminu”. Pojawili się Victoria i David Beckhamowie, Elton John wraz z mężem, Guy Ritchie, ale także rzeźnik i właściciel sklepu z rodzinnej miejscowości Kate.
Jak przystało na królewski ślub goście, przede wszystkim zaproszone damy, prześcigały się w oryginalności swoich strojów i kapeluszy. Wychwalano żółty płaszcz królowej Elżbiety, suknie Camilii Parker-Bowles oraz matki Kate – Carole, żony brytyjskiego premiera Samanthy Cameron (mimo, że nie miała kapelusza). Nie bez uwagi przeszła także ekstrawagancja księżniczek Yorku, kuzynek Williama – Beatrice i Eugenii.
Największą uwagę skupiała oczywiście panna młoda, Wystąpiła w przepięknej koronkowej sukni, projektu Sary Burton z domu mody Alexander McQueen. Panna młoda chciała, by suknia łączyła tradycję i nowoczesność z artystyczną wizją charakterystyczną dla McQueena. Suknia została uszyta z ręcznie robionej koronki naszytej na tiul, tworząc unikatowy wzór kwiatów symbolizujących Zjednoczone Królestwo: róż, ostów, żonkili i koniczynek. Kate włożyła również diadem oraz delikatny welon. William wystąpił w czerwonym galowym mundurze. Jego drużba, książę Harry, pojawił się również w mundurze. Druhna Kate, jej siostra Pippa, miała na sobie bardzo prostą długą, białą suknię z dekoracyjnym dekoltem.
Po ceremonii państwo młodzi wraz z rodziną królewską udali się specjalnie przygotowanymi karocami do Pałacu Buckingham. Na trasie przejazdu pozdrawiały ich tysiące ludzi, którzy specjalnie w tym celu przybyli do Londynu. Wielu narzuciło na ramiona brytyjskie flagi lub pomalowało twarze w brytyjskie barwy narodowe.
By tradycji stało się zadość, młoda para wraz z rodziną pojawiła się na balkonie Pałacu. Tu oficjalnie przypieczętowali małżeństwo pocałunkiem ( a raczej dwoma po zachęcających okrzykach obywateli). Nad młodą parą przeleciały samoloty RAF-u.
Następnie, już bez kamer, odbyło się weselne przyjęcie, które trwało do białego rana. Elżbieta II wraz z księciem małżonkiem Filipem odleciała helikopterem na wieś. Nie miała przez to okazji wysłuchać przemówienia drużby pana młodego, jego brata Harry'ego. Przemówienia wygłosili także książę William i jego ojciec książę Walii Karol. Witając synową w rodzinie powiedział, że jest "bez skazy". Tort weselny składał się z ośmiu pięter i był zdobiony na szczycie wieńcem laurowym. Przygotowując menu, zadbano, by składało się wyłącznie ze składników występujących na Wyspach.
Podczas uroczystości nie zabrakło również zabawnych momentów i wpadek, które wychwycili użytkownicy Internetu. Możecie je obejrzeć w poniższym filmiku na YouTube.
Ania Klupa, Marcin Skobrtal
WNPiD
Z okazji ślubu królowa nadała swojemu wnukowi i jego żonie tytuł księcia Cambridge, earla Strathearn i barona Carrickfergus. Wybór nie był przypadkowy i podobno dokonał go sam William, z uwagi na XIX-wiecznego księcia Cambridge, Jerzego, który poślubił aktorkę i również służył w armii. Siostrzenicą Jerzego była matka babki królowej Elżbiety II, Maria. Pozostałe dwa tytułu mają wiązać młodą parę ze Szkocją i Irlandią Północną.
Sama ceremonia zaślubin trwała niecałe 20 minut, Kate, podobnie jak 30 lat wcześniej Diana nie ślubowała swojemu mężowi posłuszeństwa. William natomiast, zgodnie z wcześniejszymi deklaracjami, nie założył obrączki. Potem odbyło się nabożeństwo z modlitwą napisaną przez państwa młodych. Ślubu udzielił młodej parze duchowy zwierzchnik Kościoła anglikańskiego, arcybiskup Canterbury, Rowan Williams. Kazanie wygłosił biskup Londynu Richard Chartres, przyjaciel księcia Karola, znany z proekologicznych poglądów.
Na ślub zostali zaproszeni członkowie rodziny królewskiej, a także 28 przedstawicieli rodzin królewskich, nie tylko z Europy. Wśród członków europejskich rodzin królewskich znakomita większość jest w mniejszym lub większym stopniu spokrewniona z panem młodym. Oprócz monarchów lub następców tronu ze wszystkich europejskich monarchii, byli także dawni królowie Grecji, Rumunii, Bułgarii oraz pretendent do tronu jugosłowiańskiego. Jeden z królewskich gości, 90-letni Michał I, były król Rumunii, uczestniczył też w ślubie dziadków Williama w 1947 r.
Oprócz koronowanych głów z całego świata wśród gości nie zabrakło również celebrytów oraz przedstawicieli „gminu”. Pojawili się Victoria i David Beckhamowie, Elton John wraz z mężem, Guy Ritchie, ale także rzeźnik i właściciel sklepu z rodzinnej miejscowości Kate.
Jak przystało na królewski ślub goście, przede wszystkim zaproszone damy, prześcigały się w oryginalności swoich strojów i kapeluszy. Wychwalano żółty płaszcz królowej Elżbiety, suknie Camilii Parker-Bowles oraz matki Kate – Carole, żony brytyjskiego premiera Samanthy Cameron (mimo, że nie miała kapelusza). Nie bez uwagi przeszła także ekstrawagancja księżniczek Yorku, kuzynek Williama – Beatrice i Eugenii.
Największą uwagę skupiała oczywiście panna młoda, Wystąpiła w przepięknej koronkowej sukni, projektu Sary Burton z domu mody Alexander McQueen. Panna młoda chciała, by suknia łączyła tradycję i nowoczesność z artystyczną wizją charakterystyczną dla McQueena. Suknia została uszyta z ręcznie robionej koronki naszytej na tiul, tworząc unikatowy wzór kwiatów symbolizujących Zjednoczone Królestwo: róż, ostów, żonkili i koniczynek. Kate włożyła również diadem oraz delikatny welon. William wystąpił w czerwonym galowym mundurze. Jego drużba, książę Harry, pojawił się również w mundurze. Druhna Kate, jej siostra Pippa, miała na sobie bardzo prostą długą, białą suknię z dekoracyjnym dekoltem.
Po ceremonii państwo młodzi wraz z rodziną królewską udali się specjalnie przygotowanymi karocami do Pałacu Buckingham. Na trasie przejazdu pozdrawiały ich tysiące ludzi, którzy specjalnie w tym celu przybyli do Londynu. Wielu narzuciło na ramiona brytyjskie flagi lub pomalowało twarze w brytyjskie barwy narodowe.
By tradycji stało się zadość, młoda para wraz z rodziną pojawiła się na balkonie Pałacu. Tu oficjalnie przypieczętowali małżeństwo pocałunkiem ( a raczej dwoma po zachęcających okrzykach obywateli). Nad młodą parą przeleciały samoloty RAF-u.
Następnie, już bez kamer, odbyło się weselne przyjęcie, które trwało do białego rana. Elżbieta II wraz z księciem małżonkiem Filipem odleciała helikopterem na wieś. Nie miała przez to okazji wysłuchać przemówienia drużby pana młodego, jego brata Harry'ego. Przemówienia wygłosili także książę William i jego ojciec książę Walii Karol. Witając synową w rodzinie powiedział, że jest "bez skazy". Tort weselny składał się z ośmiu pięter i był zdobiony na szczycie wieńcem laurowym. Przygotowując menu, zadbano, by składało się wyłącznie ze składników występujących na Wyspach.
Podczas uroczystości nie zabrakło również zabawnych momentów i wpadek, które wychwycili użytkownicy Internetu. Możecie je obejrzeć w poniższym filmiku na YouTube.
Ania Klupa, Marcin Skobrtal
WNPiD
Trudne sąsiedztwo
Dwudziestego drugiego kwietnia doszło do kolejnego wybuchu w sporze granicznym między Kambodżą a Tajlandią. Tym razem walki toczą się w okolicach świątyń Ta Kwai/Ta Krabey oraz Ta Muen/Ta Moan. Zginęło już 18 osób, ponad 200 zostało rannych.
Żadna ze stron nie poczuwa się do odpowiedzialności za zainicjowanie starć.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Tajlandii przedstawiło swoją wersję wydarzeń. W jej myśl tajska jednostka wojskowa patrolująca okolice świątyni Ta Kwai po stronie Tajlandii, napotkała uzbrojonych żołnierzy kambodżańskich zajętych konstruowaniem bunkrów. Wojska Tajlandii zażądały od uzbrojonych intruzów wycofania się ze swego terytorium, na co odpowiedzieli oni ogniem. Ministerstwo potępiło przy tym bezpodstawne ataki sił zbrojnych Kambodży na ludność Tajlandii (w tym również cywilną) oraz określili budowanie bunkrów na terytorium Tajlandii jako jawne naruszenie prawa międzynarodowego. Podkreślone zostało również prawo Tajlandii do samoobrony w obliczu takich praktyk ze strony Kambodży.
Stanowisko Rady Ministrów Kambodży przedstawił rzecznik Phay Siphan. Zgodnie z nim, to wojska Kambodży zostały bezpodstawnie ostrzelane przez siły zbrojne Tajlandii. Za to rzecznik Ministerstwa Obrony Chhum Socheat powiedział, że tajskie pociski lądowały nawet 20km w głąb terytorium Kambodży. Władze Kambodży wyraziły oburzenie w związku z użyciem siły i naruszeniem zawieszenia broni, które zostało zawarte po podobnym incydencie dotyczącym świątyni Preah Vihear na początku lutego bieżącego roku. Minister Spraw Zagranicznych Hor Namhong w liście do Rady Bezpieczeństwa ONZ nazwał starcia „nowym aktem agresji” dokonanym przez Tajlandię.
Zainteresowanie sprawą przekroczyło granice tych dwóch państw. Szczególne zaangażowanie wykazuje Indonezja, która aktualnie sprawuje przewodnictwo w ASEAN. Indonezyjski Minister Spraw Zagranicznych Marty Natalegawa kilka godzin po rozpoczęciu walk wezwał obie strony do natychmiastowego zawieszenia broni i rozpoczęcia rozmów pokojowych. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Singapuru jeszcze tego samego dnia wydało oświadczenie, w którym wyraziło poparcie dla działań mediacyjnych Indonezji.
Kambodża od początku zabiega o rozstrzygnięcie sprawy na forum międzynarodowym, z udziałem państw trzecich. Władze Tajlandii nie są jednak przychylne ingerencji innych państw w sąsiedzki spór. Tydzień po rozpoczęciu wymiany ognia strony postanowiły o zawieszeniu działań zbrojnych, jednak już kilka godzin później walka wybuchła na nowo. Również tym wypadku żadna ze stron nie przyznaje się do wystrzelenia pierwszego pocisku. Oba państwa stanowczo i konsekwentnie trzymają się swoich wersji zdarzeń. Obecnie trwają negocjacje na linii Kambodża - Indonezja - Tajlandia odnośnie wpuszczenia na sporny teren indonezyjskich obserwatorów. Dowódca tajskiej armii Gen. Prayuth Chan-ocha postawił jednak jasny warunek. Obserwatorzy zostaną wpuszczeni na górę Preah Vihear tylko i wyłącznie wtedy, gdy wojska Kambodży wycofają się ze strefy nadgranicznej. Do tej pory walki będą uważane za wciąż kontynuowane. Kambodża również zabiega o wycofanie tajskich wojsk z okolic świątyni, zwróciła się w tej sprawie do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze.
Istotę sporu trafnie oddał zastępca rzecznika tajskiej armii Veerachon Sukondhadhpatipak: The two sides say the same thing and accuse people of doing the same thing.. Porozumienie jest więc bardzo trudne do wypracowania.
Na podstawie:
http://www.bbc.co.uk/news
http://www.phnompenhpost.com
http://www.bangkokpost.com/news
Marta Wiercioch
II rok stos. mn.
SEKCJA MONGOLII I PŁW. INDOCHIŃSKIEGO
wtorek, 3 maja 2011
Zbrojenia morskie Republiki Korei
23. marca br. przeszedł wodowanie trzeci i, przynajmniej póki co, ostatni niszczyciel rakietowy klasy King Sejong The Great dla Daehanminguk Haegun, czyli marynarki wojennej Korei Płd.
Fakt ten może się nam wydawać zupełnie naturalny w związku z nieustannie napiętą sytuację na Półwyspie. Trzeba jednak zauważyć, że flota Korei Północnej jest znacznie słabsza od swej południowej rywalki i składa się przede wszystkim z jednostek przybrzeżnych i podwodnych, niszczyciel Seoae Ryu Seong-ryong jest natomiast okrętem pełnomorskim o wielkim potencjale przede wszystkim w zakresie zwalczania celów powietrznych. Wystarczy przytoczyć fakt, iż dzięki zamontowaniu na niszczycielach amerykańskich systemów ochrony powietrznej Aegis BMD wraz z rakietami SM-2 koreańska flota będzie piątą na świecie (po USA, Japonii, Hiszpanii i Norwegii) wykorzystującą to niezwykle zaawansowane uzbrojenie (zdolne zwalczać nie tylko samoloty wroga, ale nawet rakiety balistyczne) będące jedną z determinant bezsprzecznej dominacji US Navy na wszystkich oceanach świata.
Skoro zakup jednostek o tak wielkich możliwościach nie może być powodowany rywalizacją z północnym sąsiadem, wydaje się oczywiste, że Republika Korei postanowiła wspomóc wspólne wysiłki USA i Japonii na rzecz neutralizacji przez własne zbrojenia wzrostu potencjału marynarki Chińskiej Republiki Ludowej. Koreańczycy zdają sobie bowiem sprawę, że wobec wciąż galopującej gospodarki oraz szybko rosnącego budżetu wojskowego Chin ich sojusznicy być może nie będą w stanie samodzielnie zapewnić bezpieczeństwa i równowagi sił w regionie.
Korea Południowa świadomie wybrała w pełni podmiotową politykę zagraniczną nie zdając się wyłącznie na protekcję swych potężnych sojuszników regionalnych, a rozwijając własny potencjał militarny i starając się budować równorzędną, w miarę możliwości, pozycję wobec partnerów w teatrze Azji wschodniej. W świetle tej decyzji zastanawiać może postawa elit politycznych naszego kraju znajdującego się, przy zachowaniu odpowiedniej skali, w podobnej sytuacji geopolitycznej: sojusz transoceaniczny z USA, silni gospodarczo partnerzy regionalni w regionie oraz dość nieobliczalny, rosnący w siłę i zbrojący się sąsiad (oczywiście Federacja Rosyjska).
Postawa jest zastanawiająca, ponieważ nasi decydenci najwyraźniej uznali, iż nasz kraj w związku z członkostwem w Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego nie potrzebuje żadnych szerszych programów zbrojeniowych; ba, nasza armia poza pełnieniem obowiązków sojuszniczych poprzez uczestnictwo w misjach ,,pokojowych’’ jest nam niemal zbędna. Wystarczy przytoczyć tutaj okres cięć wydatków rządowych w najostrzejszej fazie kryzysu, kiedy budżet MON ucierpiał najbardziej z wyjątkiem… wydatków na PKW Afganistan. Doprawdy, nasi politycy wiele mogli by się nauczyć od swych koreańskich odpowiedników.
Źródła:
http://www.defenseindustrydaily.com/drs-wins-multiplexing-contract-for-korean-aegis-destroyers-0431/
http://www.altair.com.pl/start-6013
http://www.globalsecurity.org/military/world/dprk/navy.htm
Tomasz Walerowicz
stosunki międzynarodowe, I rok lic.
SEKCJA CHIŃSKO-KOREAŃSKA
Fakt ten może się nam wydawać zupełnie naturalny w związku z nieustannie napiętą sytuację na Półwyspie. Trzeba jednak zauważyć, że flota Korei Północnej jest znacznie słabsza od swej południowej rywalki i składa się przede wszystkim z jednostek przybrzeżnych i podwodnych, niszczyciel Seoae Ryu Seong-ryong jest natomiast okrętem pełnomorskim o wielkim potencjale przede wszystkim w zakresie zwalczania celów powietrznych. Wystarczy przytoczyć fakt, iż dzięki zamontowaniu na niszczycielach amerykańskich systemów ochrony powietrznej Aegis BMD wraz z rakietami SM-2 koreańska flota będzie piątą na świecie (po USA, Japonii, Hiszpanii i Norwegii) wykorzystującą to niezwykle zaawansowane uzbrojenie (zdolne zwalczać nie tylko samoloty wroga, ale nawet rakiety balistyczne) będące jedną z determinant bezsprzecznej dominacji US Navy na wszystkich oceanach świata.
Skoro zakup jednostek o tak wielkich możliwościach nie może być powodowany rywalizacją z północnym sąsiadem, wydaje się oczywiste, że Republika Korei postanowiła wspomóc wspólne wysiłki USA i Japonii na rzecz neutralizacji przez własne zbrojenia wzrostu potencjału marynarki Chińskiej Republiki Ludowej. Koreańczycy zdają sobie bowiem sprawę, że wobec wciąż galopującej gospodarki oraz szybko rosnącego budżetu wojskowego Chin ich sojusznicy być może nie będą w stanie samodzielnie zapewnić bezpieczeństwa i równowagi sił w regionie.
Korea Południowa świadomie wybrała w pełni podmiotową politykę zagraniczną nie zdając się wyłącznie na protekcję swych potężnych sojuszników regionalnych, a rozwijając własny potencjał militarny i starając się budować równorzędną, w miarę możliwości, pozycję wobec partnerów w teatrze Azji wschodniej. W świetle tej decyzji zastanawiać może postawa elit politycznych naszego kraju znajdującego się, przy zachowaniu odpowiedniej skali, w podobnej sytuacji geopolitycznej: sojusz transoceaniczny z USA, silni gospodarczo partnerzy regionalni w regionie oraz dość nieobliczalny, rosnący w siłę i zbrojący się sąsiad (oczywiście Federacja Rosyjska).
Postawa jest zastanawiająca, ponieważ nasi decydenci najwyraźniej uznali, iż nasz kraj w związku z członkostwem w Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego nie potrzebuje żadnych szerszych programów zbrojeniowych; ba, nasza armia poza pełnieniem obowiązków sojuszniczych poprzez uczestnictwo w misjach ,,pokojowych’’ jest nam niemal zbędna. Wystarczy przytoczyć tutaj okres cięć wydatków rządowych w najostrzejszej fazie kryzysu, kiedy budżet MON ucierpiał najbardziej z wyjątkiem… wydatków na PKW Afganistan. Doprawdy, nasi politycy wiele mogli by się nauczyć od swych koreańskich odpowiedników.
Źródła:
http://www.defenseindustrydaily.com/drs-wins-multiplexing-contract-for-korean-aegis-destroyers-0431/
http://www.altair.com.pl/start-6013
http://www.globalsecurity.org/military/world/dprk/navy.htm
Tomasz Walerowicz
stosunki międzynarodowe, I rok lic.
SEKCJA CHIŃSKO-KOREAŃSKA
Koniec z paleniem w Chinach?
Od 1 maja Chiny zakazały palenia w miejscach publicznych. Zakaz obejmuje m.in. restauracje, hotele, dworce, teatry. Mają tam się pojawić znaki zakazujące palenia, a właściciele muszą wyznaczyć osoby pilnujące przestrzegania przepisu. Właściwie można by powiedzieć, że ta informacja jest mało znacząca gdyby nie fakt, że dotyczy jednej trzeciej wszystkich palaczy świata a konkretnie wg. statystyk rządowych 300 mln ludzi palących w Chinach.
Warto dodać, że chińczycy palą w szpitalnych poczekalniach, w salonach gier, a nawet na pokładach samolotów na trasach krajowych, choć teoretycznie jest to zakazane od wielu lat. Jest to ogromny problem społeczny w tym kraju. WHO podaje, że rocznie ponad 1,2 miliona Chińczyków umiera z powodu chorób związanych z uzależnieniem od nikotyny. Co więcej, z każdym rokiem liczba ta będzie rosnąć i w 2030 r. będzie sięgać najprawdopodobniej 3,5 mln. Inne badania podają, że tylko co czwarty Chińczyk wie o szkodliwych skutkach czynnego i biernego palenia.
W Chinach wciąż panuje przekonanie, że palenie papierosów jest drogą do zawarcia przyjaźni. Symboliczny papieros jest ofiarowywany zawsze podczas zawierania znajomości w fabrykach, a także przy spotkaniach biznesowych. Po marce można poznać czy mamy do czynienia z osobą o dosyć zasobnym portfelu a ceny niektórych dochodzą nawet do ponad 150 juanów, czyli ok. 70 zł.
Wydaje mi się, iż nowe przepisy zapewne nie wniosą znaczącego wkładu w walkę z nałogiem palenia. Opracowane przez resort zdrowia, zabraniają palenia w hotelach i restauracjach, ale nie w miejscach pracy. Ponadto, nie będą skuteczne, bo nie ma kar za ich łamanie. Tu warto podkreślić, że Chińska branża tytoniowa jest najpotężniejsza na świecie. Od stycznia do listopada 2010 r. China Tabacco odnotowała dochód w wysokości prawie 10 mld dolarów, więc raczej nie jest w ich interesie aby w pełni egzekwować ten zakaz.
Zatem jedyna nadzieja w tym, że nawet jeśli zakaz nie będzie w pełni skuteczny, to przynajmniej więcej osób dowie się o szkodliwych skutkach palenia i zmniejszą się koszty leczenia palaczy, które rocznie w Chinach wynoszą ponad 61 mld juanów czyli ponad 9 mld dolarów.
Źródła: Gazeta Prawna.pl, PAP
Krzysztof Grządzielski
stosunki międzynarodowe, I rok lic.
SEKCJA CHIŃSKO-KOREAŃSKA
Warto dodać, że chińczycy palą w szpitalnych poczekalniach, w salonach gier, a nawet na pokładach samolotów na trasach krajowych, choć teoretycznie jest to zakazane od wielu lat. Jest to ogromny problem społeczny w tym kraju. WHO podaje, że rocznie ponad 1,2 miliona Chińczyków umiera z powodu chorób związanych z uzależnieniem od nikotyny. Co więcej, z każdym rokiem liczba ta będzie rosnąć i w 2030 r. będzie sięgać najprawdopodobniej 3,5 mln. Inne badania podają, że tylko co czwarty Chińczyk wie o szkodliwych skutkach czynnego i biernego palenia.
W Chinach wciąż panuje przekonanie, że palenie papierosów jest drogą do zawarcia przyjaźni. Symboliczny papieros jest ofiarowywany zawsze podczas zawierania znajomości w fabrykach, a także przy spotkaniach biznesowych. Po marce można poznać czy mamy do czynienia z osobą o dosyć zasobnym portfelu a ceny niektórych dochodzą nawet do ponad 150 juanów, czyli ok. 70 zł.
Wydaje mi się, iż nowe przepisy zapewne nie wniosą znaczącego wkładu w walkę z nałogiem palenia. Opracowane przez resort zdrowia, zabraniają palenia w hotelach i restauracjach, ale nie w miejscach pracy. Ponadto, nie będą skuteczne, bo nie ma kar za ich łamanie. Tu warto podkreślić, że Chińska branża tytoniowa jest najpotężniejsza na świecie. Od stycznia do listopada 2010 r. China Tabacco odnotowała dochód w wysokości prawie 10 mld dolarów, więc raczej nie jest w ich interesie aby w pełni egzekwować ten zakaz.
Zatem jedyna nadzieja w tym, że nawet jeśli zakaz nie będzie w pełni skuteczny, to przynajmniej więcej osób dowie się o szkodliwych skutkach palenia i zmniejszą się koszty leczenia palaczy, które rocznie w Chinach wynoszą ponad 61 mld juanów czyli ponad 9 mld dolarów.
Źródła: Gazeta Prawna.pl, PAP
Krzysztof Grządzielski
stosunki międzynarodowe, I rok lic.
SEKCJA CHIŃSKO-KOREAŃSKA
niedziela, 1 maja 2011
Moskiewski Patriarchat otwiera się na Europę
Z czym kojarzy się nam cerkiew prawosławna? – Zapewne z kilkugodzinnymi nabożeństwami na stojąco, ikonami oraz językiem starocerkiewnosłowiańskim. A gdyby była możliwość spędzenia świąt wielkanocnych w obrządku prawosławnym i zbliżenia się z tą nieznaną, ale ciekawą kulturą? Podczas tegorocznych świąt wielkanocnych mieliśmy do czynienia z przełomowym momentem w historii rosyjskiej cerkwi prawosławnej. Hermetyczny jak dotąd Patriarchat Moskiewski, wyszedł z inicjatywą, by zaprosić do Moskwy przeszło dwustu młodych Europejczyków, by wspólnie obchodzić święta wielkanocne w obrządku ortodoksyjnym. Stało się to możliwe dzięki wsparciu ekumenicznej wspólnoty braci z Taizé, która już od siedemdziesięciu lat zrzesza młodych ludzi we wspólnej modlitwie i śpiewie, organizując m.in. wspólne spotkania w czasie wakacji, czy Sylwestra (2009/10 - w Poznaniu). Bracia z Taizé już od kilku lat utrzymywali przyjazne stosunki z ortodoksyjnymi przyjaciółmi. W końcu przyszedł czas, by więzi te zacieśnić jeszcze mocniej. Patriarchat Moskiewski za pośrednictwem okolicznych parafii oraz całej Wspólnoty Taizé zaprosił dwustu pięćdziesięciu młodych ludzi na wspólne celebrowanie Wielkanocy. Uczestnikami, do których ja również
się zaliczam byli m.in. Polacy, Niemcy, Szwajcarzy, Austriacy, Francuzi i oczywiście Rosjanie.
Warto dodać, że chętnych było znacznie więcej.
Godnym uwagi jest to, że w tym roku święta przypadały w kościele prawosławnym oraz rzymskokatolickim w tym samym terminie, czyli dnia 24 kwietnia. Na uczestników pielgrzymki czekał bardzo napięty plan. Oprócz wielogodzinnych nabożeństw w cerkwi, odwiedziliśmy jedno z wielu miejsc kaźni na terenie Rosji, Butovo Poligon, gdzie w latach 1937-1938 pomordowano ponad 20 tys. ofiar stalinowskiego reżimu. Wielu z nich było osobami duchownymi, które zginęły za swoją prawosławna wiarę.
Nie ulega wątpliwości, że kultura prawosławna jest bardziej restrykcyjna w
porównaniu z rzymskokatolicką. Kobiety udając się do cerkwi mają na głowach chustę, przed Komunią obowiązuje post przynajmniej ośmiogodzinny, a w okresie Wielkiego Tygodnia poprzedzającym Wielkanoc lub nawet przez cały czterdziestodniowy post, prawosławni nie jedzą mięsa, ani żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego.
Gdy przychodzą jednak długo wyczekiwane święta, prawosławni wykrzykują radośnie
Khristos Voskrese (Chrystus zmartwychwstał), śpiewają i biesiadują w cerkwiach. Następuje to bezpośrednio po całonocnej liturgii z soboty na Niedzielę Wielkanocną.
Pielgrzymkę do Moskwy kończyły wielkanocne nieszpory z Jego Świątobliwością Patriarchą Moskwy i Wszechrusi, Cyrylem w katedrze Chrystusa Zbawiciela.
Tegoroczna wielkanocna pielgrzymka Europejczyków do Moskwy była z pewnością swoistym znakiem czasu, sposobem na przełamanie stereotypów i barier kulturowych, które do dnia dzisiejszego tkwią w świadomości narodów.
Źródła:
http://www.taize.fr
http://www.nytimes.com/2007/06/08/world/europe/08butovo.html?_r=2
Paulina Kurnicka
I rok stos. mn.
SEKCJA BAŁKANÓW, EUROPY WSCH. I ROSJI
Subskrybuj:
Posty (Atom)